piątek, 25 listopada 2011

Grafit

Po śmierci naszej suczki Boni (prawie 4 lata temu) był z nami jeszcze Stich-koszatniczka. Kiedy i on, w grudniu zeszłego roku, nas opuścił nie chciałam już żadnego zwierzaka. Jednak...
Wszystko zaczęło się od obsesji na punkcie kotów mojej córci. Ona po prostu za nimi przepada. Nawet o sobie mówiła " Kotek"- Kotek jest głodny, Kotek jest śpiący itd.:) Mąż i syn też zarazili się tą pasją i cała trójka zapragnęła mieć kotka. Tylko ja się broniłam... Jednak moje pociechy i mąż nie dawali za wygraną. Oglądali w internecie zdjęcia, ogłoszenia. Kilka razy byliśmy nawet oglądać koty do adopcji, ale żaden nie chwycił mnie za serce. Aż pewnego dnia, gdy przyszłam do pracy (pracuję jako sekretarka w lecznicy weterynaryjnej), kolega powiedział:
- Mam dla ciebie kota. Była dziś kobieta żeby uśpić trzy kociaki, ale powiedziałem, że znajdziemy im dom.
- A jest rudy? (bardzo mi się podobają rude koty:))
- Nie. Chcesz jechać zobaczyć ?
Powiedziałam, że dobrze, byłam jednak pewna, że nic z tego nie będzie... Jednak kiedy kobieta pokazała nam trzy małe kociaki od razu przykuł moją uwagę jeden z maluszków. Spojrzałam w jego błękitne oczy i wiedziałam, że to ten jedyny :) To po prostu była miłość od pierwszego wejrzenia. Od razu powiedziałam, że go wezmę. Kociaki miały 4 tygodnie i choć właścicielka chciała się ich jak najszybciej pozbyć poprosiłam żeby zatrzymała maluchy choć do czasu aż będę potrafiły samodzielnie jeść.
Tego samego dnia udało mi się znaleźć też dom dla drugiego kotka - u mojego brata :)
To zdjęcie z mojego pierwszego spotkania z Grafitem -powód nadania takiego imienia jest chyba oczywisty? :) Grafit zamieszkał z nami trzy tygodnie później. Pierwszy dzień był ciężki, bo ponieważ kociaki miały nikły kontakt z człowiekiem, były trochę dzikie. Grafit fukał na nas i nie kwapił się do bliższego kontaktu. Nie odpuszczaliśmy mu jednak. Braliśmy delikatnie na ręce, głaskaliśmy, mówiliśmy spokojnie i szybciutko się do nas przyzwyczaił.
W jakimś telewizyjnym programie usłyszałam, że patrzenie na małego kociaka podnosi poziom serotoniny i jest to w 100% prawda. Patrząc na herce tego szkraba od razu poprawia mi się humor, a kiedy położy mi się na kolanach i mruczy gdy go głaskam wszystkie problemy stają się mniejsze :)
Tak wyglądał nasz szkrab w dniu gdy przywieźliśmy go do domu:A to jedne z ostatnich zdjęć :

Mam nadzieję, że Wam oglądanie ich również podniesie poziom hormonu szczęścia :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnego weekendu.

14 komentarzy:

  1. hehe az sie usmiechnelam od ucha do ucha do tego ostatniego zdjecia! Sliczny kocius, niech Wam rosnie zdrowo!
    milego weekendu
    B.

    OdpowiedzUsuń
  2. B.- Cieszę się bardzo,że poprawiłam Ci humor :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kiciuś uroczy :) taki akurat do przytulania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Que gatinho lindo,
    muito fofo seu gatinho,
    já estou apaixonada pelo bichano.
    love,Fernanda from Brasil.

    OdpowiedzUsuń
  5. Aguś, czasem tak jest, że innym spełniają się nasze marzenia. Cieszę się, że to akurat Tobie...

    OdpowiedzUsuń
  6. a słyszałaś, że kotki chowają się lepiej w parze z drugim kotkiem? :))

    OdpowiedzUsuń
  7. O jejku :) u mnie zdecydowanie hormon szczęścia skoczył do góry :) siedze i usmiecham się do monitora :) trzy ostatnie zdjęcia są przesłodkie !jakie łapeczki malutkie ,córcia musi być przeszczęśliwa że spełniło się jej marzenie :))
    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  8. wspaniała historia z pięknym, futrzastym morałem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jagna - tak, po prostu nie sposób koło niego przejść i go nie pogłaskać :)
    Raminhos de Pano - obrigado e melhores cumprimentos de polaco:)
    Koronko-och,ile moich marzeń Tobie się spełniło :)
    Nika-wiem,że dobrze mieć dwa kociaki,ale ta zasada nie jest aż tak ważna jeśli poświęcamy naszemu zwierzakowi wystarczającą ilość czasu,żeby się nie nudził.U nas zawsze znajduje się ktoś kto go wybawi i prawie nie bywa sam w domu :)
    Elu-bardzo się cieszę,o to właśnie chodziło żeby poprawić Wam humorki:) A Zosia faktycznie przeszczęśliwa i odkąd mamy kociaka ona jest już "moją córeczką" a nie "koteczkiem":)
    timboctau-miło mi bardzo,że Ci się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaaaaaaaaaaaki słooooooooooodziak!!!!!!!!! Podniósł mi się poziom serotoniny, zdecydowanie :D Nawet jak patrzę na nasze dwa dorosłe łobuzy, to mi się podnosi, a co dopiero na widok takiego malucha :) I nie rozumiem, jak można oddawać takie maleństwa do uśpienia :( zamiast wysterylizować kotkę... ludzie są nieodpowiedzialni :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Poohatko_masz rację. Ludzie są nieodpowiedzialni. Niestety w gospodarstwach, gdzie koty nie są "domownikami" łatwiej jest potopić dopiero co narodzone maleństwa niż pofatygować się do weterynarza i wysterylizować kotkę. Te kociaki trafiły do uśpienia tylko dlatego,że gdy zostały znalezione były już na tyle duże, że utopienie ich byłoby "niewygodne".

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, sama takich znam... :( całe szczęście, że małym udało się trafić na dobrych ludzi...

    OdpowiedzUsuń
  13. Aguśśśśś my też "podnosimy poziom" swoim kotem, od 3 dni:). Caluśki czarny, z wioski zabitej deskami a ptaki zawracają, nasza "bida" z końca kolejki do miski /w gospodarstwie poza krowami kurami świniami było 3 dorosłe, 4 małe, 3 psy, 14 szczeniąt/. Bez komentarza pozostaje stan ogólny, pierwsze kroki do weta a kot jest tak spragniony pieszczot że w życiu czegoś takiego nie widziałam.
    całuski i pozdrowienia Kaha, Nela,Paula Tom i Mił

    OdpowiedzUsuń
  14. Jaki on cudny! :) Też bym stracila głowe dla takiego przytulaczka :)

    Nam odszedł w grudniu ukochany świnek morski, rozpacz, łzy i deklaracja że już nigdy nie zgodze się na zwierzaka, i co, i przypalętał się bialy kocur, pieszczoch i gaduła, podbil nasze serca i ... bardzo go pokochaliśmy a on nas :)

    OdpowiedzUsuń